- Moim osobistym celem jest pierwsza piątka. Ważniejsze jest jednak, aby na mecze chodziło dużo osób, a moja drużyna miała swój własny, wypracowany styl. Styl, który podobać będzie się kibicom - mówi Radosław Gabiga trener Górnika Wesoła w obszernym wywiadzie dla naszej strony. (czytaj więcej)
- Jak to się stało, że trafił Pan na Wesołą?
- Tydzień temu zadzwonił do mnie prezes Jędyk i zaproponował współpracę. Zapytałem jakie cele są przed klubem. Powiedział, że spokojne utrzymanie, że nie chce za dużo, bo może się zawieść. Ja powiedziałem, że walka o utrzymanie mnie nie interesuje i, że nie jestem zainteresowany tą propozycją. Jednak zarząd zadzwonił jeszcze kilka razy i poprosił o spotkanie. Zgodziłem się. Wszystko było obgadane, i prezes powiedział, że pogadamy o pieniądzach. Ja jednak najpierw chciałem obejrzeć stadion, budynek i ogólnie infrasrukturę. Gdy już zapoznałem się z warunkami panującymi w klubie powiedziałem, że chcę być trenerem Górnika Wesoła. Prezes Jędyk był zdziwiony, że nic nie mówię o pieniądzach. Ja odpowiedziałem, że pieniądze nie są najważniejsze, że warunki w klubie są kapitalne i to mi wystarcza. Zaznaczyłem jednak, że jeśli zarząd raz oszuka mnie, albo piłkarzy, odchodzę. Albo rybki albo akwarium...
- Były oferty z innych klubów?
- Tak, ale widziałem u prezesów na Wesołej, że chcą, że mają na sercu dobro tego klubu. Był Janusz Duży, Norbert Olesch i Ryszard Jędyk. Wszyscy mnie chcieli,wszyscy byli zgodni czego oczekują. Podobało mi się to. Widziałem w nich pasję i zaangażowanie. Teraz widzę, że ty też jesteś fajnie nastawiony. Żyjecie tym klubem. Tego brakowało mi w Jaworznie. Odszedłem z stamtąd, bo to był już koniec tej drużyny. A tu jest jej początek. Może nawet dobrze, że poprzedni sezon był tak słaby. Teraz mamy przynajmniej się od czego odbić. Liczę, że kibice również przyjmą mnie dobrze i razem stworzymy coś fajnego. Nie ukrywam, że bardzo liczę na fanów. To jest mój cel. Stworzyć drużynę, która grać będzie futbol miły dla oka, futbol, który zachęci kibiców do przychodzenia na stadion. Jeżeli zobaczę, że wraz z każdym meczem widownia będzie się zwiększać, będę ogromnie szczęśliwy.
- A cele sportowe?
- Moim osobistym celem jest pierwsza piątka, ale ważniejszy dla mnie jest ofensywny styl gry, styl, który będzie podobał się kibicom. To dla nich będziemy grać, oni muszą być z naszej gry dumni. A inne kluby muszą zazdrościć nam gry i kibiców. Mam pewien pomysł na premiowanie zawodników. Część zarządu się zgodziła, część jest sceptyczna. Ale gdy powiedziałem prezesom jaki mam pomysł na ten zespół widziałem u nich ekscytację. Znowu nabrali optymizmu. To cieszy. Oby i fani byli pozytywnie nastawieni.
Kogo chce Pan ściągnąć na Wesołą?
- Bardzo blisko klubu jest Jacek Wujec, Michał Kusiak, Wojciech Struś i Tomasz Bartkiewicz. Nie wiem co z Adamem Golą. To są zawodnicy z Victorii. Ponadto na pierwszym treningu zjawią się Sebastian Itczak z Chrzciciela Tychy oraz Damian Czapla z Victorii Jaworzno. Może przyjdzie Marek Cierpioł. Szukam bramkarza. Bardzo dużo zawodników dzwoni. Nawet z pierwszej ligi. Chętnie bym ich wziął, ale nie zamierzam robić kominów płacowych. Dobro drużyny jest na pierwszym miejscu. Wczoraj na przykład dzwonił Łukasz Wijas z GKS Katowice. Powiedziałem, że jeśli zgodzi się na pewne warunki finansowe możemy rozmawiać. Do 25 lipca kompletuję kadrę. W tym dniu ogłoszę skład drużyny na nadchodzący sezon.
- A jak sprawa wygląda z zawodnikami, którzy aktualnie są graczami Wesołej?
- Wczoraj spotkałem się z Arturem Karpowiczem i przekonałem go, aby został. Jest pozytywnie nastawiony i przekonany, że chce grać nadal na Wesołej. To samo Damian Kroczek, Damian Nowak, Rafał Magaczewski czy Marcin Marko. Mateusz Tuleja i Łukasz Kubara również. To są wszystko znani zawodnicy, którzy muszą zostać.
- Czyli szkielet pozostanie i na nim opierać Pan będzie budowę nowej drużyny?
- Tak jest. To, że ściągam nowych zawodników nie oznacza, że buduję przecież całkiem nowy zespół. Są fundamenty, których nie zamierzam ruszać. Dodam do nich tylko trochę cementu, żeby to wszystko się lepiej trzymało. Przede wszystkim, gdy zobaczyłem na roczniki piłkarzy, to się przeraziłem. Nie da się opierać zespołu na dwudziestolatkach. Dlatego sprowadzam doświadczonych, ale w miarę młodych jeszcze graczy. Po to, żeby walczyli na boisku. Ci, których ściągam są gwarancją jakośći i walki na całego na boisku. Komu się nie będzie chciało walczyć przez 90 minut może w ogóle nie przychodzić na mecze. Łaski nikt mi nie robi. My wszyscy musimy mieć jeden cel i do niego dążyć. Ciągle powtarzam, że kibice muszą nam w tym pomóc.
- Jak w szatni traktować Pan będzie swoich zawodników?
- W szatni mogą do mnie mówić po imieniu. Możemy być przyjaciółmi. Mogą mówić jak chcą. Jednak na boisku nawet największa gwiazda musi wykonywać moje polecenia i walczyć na więcej niż 100%. Jeżeli tak się nie stanie, dany osobnik po prostu nie będzie grał
- Czyli podsumowując jest dobrze.
- Dużo osób dzwoni do mnie i mówi, że zrobiłem krok w tył. Ja spotykając na Wesołej kolejnych ludzi widzę, że podejście do tego klubu macie fenomenalne. Kochacie go. To jest bardzo budujące. Cieszę się, bo ja mam podobną wizję piłki. Również jestem pozytywnie nakręcony. Ściągam naprawdę fajnych zawodników i zapewniam, że są oni w stanie konkretnie wzmocnić ten zespół, który z kolei będzie w stanie zaspokoić apetyty kibiców. Nawet tych najbardziej wymagających. Sądzę, że nie chodzi nawet o same zwycięstwa, bo to po tak słabym sezonie jest ciężkie do wykonania. Jeżeli kibice zaufają nam i będą obiektywnym i realistycznym okiem spoglądać na naszą grę, będzie bardzo dobrze.
Rozmawiał: Kamil Szendera